Najlepszą jednodniową wycieczką z Sydney jest 90-minutowa podróż pociągiem lub dwugodzinna jazda samochodem do Gór Błękitnych, nazwanych tak od blasku niekończącego się lasu eukaliptusowego. Punkt widokowy Echo Point w mieście Katoomba zapewnia doskonały widok na formację skalną Three Sisters, ale nocleg daje czas na wędrówkę Jazda pociągiem - jedna z wielu dostępnych form transportu. Pierwsze linie kolejowe, umożliwiające jazdę pociągiem powstały na przełomie XVIII i XIX wieku. Obecnie jazda pociągiem, szczególnie w wersji podziemnej (czyli metrem), jest jednym z popularniejszych sposobów komunikacji w dużych miastach, w wielu miejscach na świecie. 330 views, 12 likes, 1 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Anna-Maria Biskupska: Kolejna moja realizacja dla Miasta Zgierza Tym razem w roli lektora "Życie jest jak jazda na Życie bez radości jest jak długa podróż bez gospody- Demokryt z Abdery. Życie albo jest śmiałą przygodą, albo niczym. – Helen Keller. Życie jest statkiem płynącym w podróż, z której nie ma powrotu ∼Arturo Pérez-Reverte. Podróż do nieba czy do piekła rezerwuje się w tym samym biurze podróży – Upton Sinclair . Bilety nie są tanie, ale czeka was niepowtarzalna przygoda. Budzą sentyment, oferują niewiarygodne wygody (są nawet wanny) i są baaaardzo drogie. CNN przygotował zestawienie najbardziej luksusowych pociągów świata. Sprawdźcie sami, czy warto kupić na nie Gran LujoPokonuje trasę z San Sebastian do Santiago de Compostella. Pociąg niespiesznie jedzie wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Hiszpanii. Podróż w wersji max trwa siedem dni. Ci, którzy mieli okazję jechać Transcantabrico, opowiadają, że czuli się jak w pięciogwiazdkowym hotelu na kołach. Na każdym postoju do dyspozycji jest luksusowy autokar, który zabiera turystów do okolicznych Simon Pielow, Co może zrobić pasażer, gdy „jego” pociąg nie przyjeżdża, zastępczy autobus się spóźnia, a na dworcu nie ma nikogo, kto wie, może i chce udzielić jakiejkolwiek informacji? Odpowiedź: zmarznąć. Dzień dobry, o której odjeżdża autobus komunikacji zastępczej? Pani sprzedająca bilety nie odpowiada, nawet nie patrzy w stronę pasażera. – Halo, czy może mi pani powiedzieć, o której odjeżdża komunikacja zastępcza? Cisza, pani nawet nie drgnie, dalej wpisuje dane do komputera. – Czy pani mnie słyszy? O której możemy się spodziewać autobusu? Zero reakcji. – Może nie słyszy? – pasażer pyta pierwszego w kilkunastoosobowej kolejce. – Przed chwilą słyszała – ten odpowiada.– Proszę pani! Kilkanaście osób czeka przed dworcem na zimnie na ten autobus, który według waszej zapowiedzi powinien odjechać 20 minut temu. Czy zechce pani udzielić jakiejkolwiek informacji? Nadal zero reakcji. – Przepraszam, czy pani żyje?! – nie wytrzymuje pasażer.– Bilety temu panu sprzedaję! Nie widzi pan?! Jak się pomylę, to pan za mnie zapłaci?! – pani wybucha, jakby odgrywała PRL u Barei, bo: niczego nie zapowiadała, nic nie wie, pasażera obsługuje. Ten, który bilet już kupił, chyba więc jest pasażerem gorszego sortu – w każdym razie kasjerka „obsłuży całą kolejkę i dopiero wtedy ewentualnie odpowie na pytanie”. Jedzie pociąg z daleka, ani chwili nie czeka Dzieje się to po godz. 16 na dworcu PKP w Gorzowie Wielkopolskim. Mieście wojewódzkim średniej wielkości, jak je nazywają socjologowie. Dworzec, choć całkiem duży, czynne ma tylko jedno okienko kasowe, nie uświadczysz punktu informacyjnego ani innej obsługi. Pasażer może jeszcze porozmawiać z sokistką, ale ona o komunikacji zastępczej nic nie wie, bo słyszała tyle co przez megafon – że autobus odjedzie sprzed dworca i tam mają czekać pasażerowie. Czekają więc, odpędzając chłód tupaniem i dymem papierosów. Na zewnątrz nie ma nagłośnienia, co rusz więc ktoś z nich wstawia ucho do dworcowej hali, żeby wyłapać ewentualny komunikat w sprawie autobusu, który jest jak yeti: wszyscy o nim słyszeli, ale nikt nie widział. Komunikatu też jednak ani widu, ani słychu, pasażerowie na głos więc rozprawiają, czy nie uciekną im połączenia ze stacji przesiadkowej, czy zdążą na umówione spotkania albo po prostu: o której będą w domu. – Nikt nic nie wie! Traktują nas w ten sposób nie pierwszy raz! – złoszczą się jeden przez drugiego. Nie oni jedni i nie tylko w mieście średniej wielkości, ale też w mniejszych i większych. Polska jak długa i szeroka ma kłopot z zastępczą komunikacją kolejową, a komunikowanie o komunikacji zastępczej to już podwójny nelson założony przez kolej bogu ducha winnym pasażerom. Tak wynika także z dyskusji w mediach społecznościowych, gdzie pasażer zrelacjonował „rozmowę” z kasjerką. Podróżni opisali mu kilka swoich przygód. Jolanta: „Podczas kontroli biletów w pociągu ze Szczecina do Lęborka, który jechał planowo, usłyszałam, że nie zdążę przesiąść się na drugi, ponieważ ten, w którym jadę, ma zaplanowane spóźnienie”. Wiktoria: „Mój pociąg z Warszawy do Wrocławia stał w Częstochowie koło 23, miał już z pół godziny opóźnienia. Po 40 min powiedzieli, że zastępczo jedziemy objazdem. Po drodze była jeszcze zerwana trakcja, ale komunikację zastępczą do naszej komunikacji zastępczej uruchomili tylko do dwóch najbliższych stacji. Musiałam więc zostać w pociągu, który dojechał na miejsce z opóźnieniem 171 min”. Aleksandra: „Utknęłam w zepsutym pociągu w Laskach Lubuskich. Miał przyjechać po nas inny, z Wrocławia. Czekaliśmy tam ponad cztery godziny, okazało się wtedy, że ten pociąg też się zepsuł i przyjedzie inny, z Kostrzyna. Po jakimś czasie (środek nocy już był, zima, śnieg) przyjechały dwa pociągi z przeciwległych kierunków. Na pytanie, do którego mam wsiąść, konduktor wzruszył ramionami i powiedział, że on kończy zmianę. Wsiadłam więc tam, gdzie wsiadało więcej ludzi. Okazało, się że ten pociąg jedzie do Zielonej Góry, a dojazd do Wrocławia jest we własnym zakresie”. „Tak więc, jeśli ktoś ma komunikację zastępczą (nawet opóźnioną), to jeszcze nie jest tak źle” – pisze Aleksandra pasażerowi na Facebooku, a w realu jedna pani z kolejki po bilety radzi mu się poskarżyć. Gdzie? To jest wyższa szkoła jazdy kolejowej, bo bez torów i nie wiadomo, którym pociągiem. Gdy na stacji nie ma informacji, komu, gdzie i jakie skargi można składać, a kasjerka nie jest rozmowna (wiadomo: sprzedaje bilety), pozostaje ustalić to samemu. Pasażer zaczyna więc od góry, zmierza ku dołowi kolejowej hierarchii, żeby pod koniec zawrócono go na jej szczyt. Ale, nomen omen, po kolei. Konduktorze łaskawy, zabierz nas do Warszawy W PKP jest Biuro Zarządzania Strategicznego, a w nim zespół ds. standardów obsługi klienta. Elżbieta Latała z tego zespołu na skargę pasażera odpowiada propozycją złożenia skargi w Polregio, bo ta spółka wynajmuje pomieszczenia kas, zatrudnia ich pracowników i organizuje zastępczą komunikację. Polregio stoi frontem do pasażera – nie marnuje czasu na rozmowy, lecz oferuje specjalny formularz skargi w internecie (można dodać załącznik, ale jeden i nie każdy, o najpopularniejszym wordowskim zapomnij). Odpowiada z automatu, że na odpowiedź ma miesiąc. Aby nie marnować czasu, pasażer pisze do Urzędu Transportu Kolejowego, który, jak nazwa wskazuje, odpowiada za transport kolejowy. „Skargę do Polregio już wysłałem” – klaruje urzędowi, ale ten odsyła go do Polregio. Radzi też jednak, żeby poskarżyć się jeszcze marszałkowi lubuskiemu, bo to on zleca tej spółce „usługi kolejowe w ramach przewozów wojewódzkich”. „Marszałek uzgadnia z przewoźnikiem oczekiwany rozkład jazdy, taryfy, liczbę pociągów, ich zestawienia, trasy, miejsca postojów oraz pokrywa z własnego budżetu koszty ich kursowania. Ma także możliwość przeprowadzania kontroli przewoźnika i nakładania na niego różnego rodzaju kar umownych z tytułu nienależytego wykonywania usług” – podpowiada Damian Pawelec z departamentu przewozów pasażerskich Urzędu Transportu Kolejowego. Pasażer składa więc skargę do kolejnej instytucji. Sławomir Kotylak z departamentu infrastruktury i komunikacji Urzędu Marszałkowskiego odpisuje, że to Polregio odpowiada za „informowanie o warunkach przewozu”, w tym „podanie do publicznej wiadomości planu kursowania komunikacji zastępczej, z wyłączeniem sytuacji spowodowanej działaniem Siły Wyższej”. Urzędnik nie tłumaczy, co ma począć pasażer, gdy „Siła Wyższa” jednak zadziała, ale przewoźnik powinien „zapewnić informację w przypadku wystąpienia opóźnień lub innych utrudnień w podróży”. Jeśli tego nie robi, marszałek może go ukarać – o ile „nieprawidłowość stwierdzi podczas doraźnej kontroli”. Tu nie było jednak kontroli, lecz skarga zwykłego pasażera. Aby ten znał swoje miejsce, urzędnik marszałka uświadamia mu, że „kasy biletowe zasadniczo nie pełnią funkcji informacji pasażerskiej, natomiast zapowiedzi megafonowe realizuje zarządca infrastruktury kolejowej, tj. PKP Polskie Linie Kolejowe SA”. Czyli odsyła go na górę, z której pasażer torem skarg właśnie zjechał. Ten pisze więc kolejną, ale automat PKP PLK też daje na odpowiedź 30 dni, pasażer sprawdza więc, czego się dowie jako dziennikarz. Trudno, trudno to będzie, dużo osób jest wszędzie Przede wszystkim dowie się, że wcale nie miał wielkiego pecha, bo pociąg, którym chciał jechać, „często jest zastępowany zastępczą komunikacją autobusową”. Aleksandra Baldys, wicedyrektor biura zarządu ds. komunikacji i public relations w Polregio, powodów nie podaje. Podobnie jak tego, ile połączeń kolejowych realizują autobusy, czy ich przybywa lub ubywa, czy są punktualne i jaki mają poślizg na trasie, bo „spółka Polregio nie prowadzi statystyk w tym zakresie”. Wyszczególnia to jednak w dobowych raportach i tak np. 17 listopada powinna uruchomić 1860 pociągów stałych i dwa dodatkowe, a ze stacji początkowej nie wyjechało 69, czyli 3,7 proc. Głównie z powodu długotrwałych remontów oraz awarii taboru, a także przez covid-19 wśród personelu. Gdy komunikacja zastępcza jest organizowana doraźnie, „informacja dla pasażerów podawana jest przez zarządcę infrastruktury/zarządcę dworca w formie komunikatów”. Jak często podróżni się na to skarżą, nie wiadomo, bo system informatyczny tego nie wychwytuje, ale „reklamacje dotyczą zwykle niewystarczających – w ocenie pasażera – informacji o komunikacji zastępczej, np. nie mają wiedzy, skąd odjeżdżają autobusy, nie wiedzą, czy autobus już odjechał, nie dojechał itp.”. Jak informuje Baldys, najwięcej takich reklamacji dotyczy zakładu w Zielonej Górze (jemu podlega dworzec w Gorzowie), ale tego, czy Polregio kogoś ukarał, czy choćby przeszkolił lub to planuje, dziennikarz się nie dowie. Więcej ustali w samorządowych Kolejach Mazowieckich, które z 62 mln pasażerów (dane za 2019 r.) zajmują drugą pozycję na rynku kolejowych przewozów pasażerskich w Polsce (20,6 proc. udziału w rynku, Polregio ma ponad 26 proc.). Przez remonty torów i stacji autobusy obsługiwały w ostatnich latach nawet co trzecie połączenie Kolei Mazowieckich. Aby wszystko działało jak należy, planowane trasy przejazdu są w rożnych godzinach dnia objeżdżane samochodem, a nawet autobusem. „Robione są pomiary czasu przejazdu, symulacje wsiadania i wysiadania podróżnych, docelowo tworzony jest pełny chronometraż czasu przejazdu” – informuje Donata Nowakowska, dyrektor biura rzecznika spółki. Komunikacja zastępcza w Kolejach Mazowieckich kosztuje 30–40 proc. drożej niż tradycyjna (w godzinach szczytu trzeba nieraz angażować dziesięć autobusów do jednego kursu). 98 proc. planowanych zastępczych autobusów jedzie tyle czasu, ile pociągi na tej samej trasie. Gdy wyruszają doraźnie, np. z powodu awarii taboru, do czasu podróży trzeba doliczyć średnio 30 min (ale np. podróż z Czeremchy do Siedlec trwa dwa razy dłużej niż pociągiem). Z informacją o komunikacji zastępczej Koleje Mazowieckie docierają do pasażerów wszelkimi możliwymi sposobami, choć jak podkreśla Nowakowska, „najistotniejszym ogniwem są pracownicy kas biletowych, punktów informacji pasażerskiej oraz drużyn konduktorskich, będący na pierwszej linii w kontakcie z podróżnymi”. Pięknie pana prosimy, jeszcze miejsce widzimy Jak już wiemy, pasażer w Gorzowie nie zetknął się na pierwszej linii z pracownikami punktu informacji, a pracownica kasy biletowej nie okazała się ogniwem najistotniejszym. Drużyna konduktorska w składzie jednoosobowym w autobusie zastępczym, który dotarł w końcu na miejsce, nie potrafiła odpowiedzieć na pytania o to, dlaczego nie przyjechał pociąg, dlaczego spóźnił się autobus i ile poślizgu będzie miał na trasie (ostatecznie spóźniał się średnio niemal minutę na kilometr, bo 48 km pokonał z 45-minutowym opóźnieniem). Zespołów ds. standardów obsługi klienta PKP zapewnił, że „z powodu zaistniałej sytuacji” jest mu przykro. „Odrębną sprawą jest kultura osobista sprzedawcy i forma komunikowania się z podróżnymi na dworcu, czego w opisanej sytuacji zabrakło” – napisał Urząd Marszałkowski, ale Marzena Skubiszyńska, dyrektora Polregio w Zielonej Górze, oświeciła pasażera, że aby uzyskać informację, powinien był czekać w kilkunastoosobowej kolejce po bilety. „Opisana sytuacja” zostanie wprawdzie omówiona na „cyklicznych szkoleniach z zakresu obsługi podróżnego”, ale „biorąc pod uwagę wieloletni staż pracy pracownika kasy biletowej, wskazać należy, że jego zachowanie nie odbiegało od przyjętych norm grzecznościowych” – napisała Skubiszyńska. Wyraziła „nadzieję, że ten przykry incydent nie wpłynie na odbiór marki Polregio oraz nie zniechęci do dalszego korzystania z naszych usług”. Pasażer nie może się tego doczekać, a na razie na pamiątkę zachował „bilet dobrych relacji”, jak na nim napisano wielkimi literami. PS Śródtytuły pochodzą z piosenki „Jedzie pociąg z daleka”. 29 marca 2010 roku, godz. 2:09 8,0°C Pociąg 7 czerwca 2010 roku, godz. 22:56 0,0°C Pociąg 8 czerwca 2010 roku, godz. 1:35 0,0°C Pociąg 11 sierpnia 2010 roku, godz. 11:09 2,1°C Dal 31 maja 2011 roku, godz. 23:14 11,5°C Pociąg 5 marca 2012 roku, godz. 19:05 17,0°C Pociąg 10 sierpnia 2012 roku, godz. 5:08 26,6°C Pociąg 24 sierpnia 2012 roku, godz. 22:33 34,9°C Pociąg 25 sierpnia 2012 roku, godz. 19:43 6,3°C Chaos życia [ Życie chaosem jest przypadków, serca na siebie skazane, trudno się ustrzec upadków, a drogi przyszłości nieznane, lecz musisz iść, szukać i drążyć, mierzyć się z wyzwaniami, na pociąg przeznaczenia zdążyć, podążać szczęścia śladami. A pociąg przeznaczenia mknie, przez miasta i bezdroża, jest jak widmo we mgle, czasem umyka w przestworza. 28 października 2012 roku, godz. 14:36 11,1°C Pociąg 30 listopada 2012 roku, godz. 20:07 19,2°C 13 maja 2014 roku, godz. 17:06 105,0°C 1 listopada 2014 roku, godz. 14:33 4,2°C POCIĄG 28 czerwca 2021 roku, godz. 10:24 12,0°C Pociąg 21 sierpnia 2021 roku, godz. 8:50 4,0°C Stacja Miłość Wyszukiwarka Gdyby tylko owoc Twoich przemyśleń zechciał się skrystalizować w postaci aforyzmu, wiersza, opowiadania lub felietonu, pisz. W przeciwnym razie godnie milcz. Wszyscy czekali, kiedy pojawi się w sądzie. Na sali znalazły się nawet nieobecne do tej pory kamery telewizyjne. Każdy był ciekaw, jak wygląda była żona oskarżonego. Kobieta, o którą miał być zazdrosny. Tak bardzo, że zdaniem prokuratora zbił. Stanisława B. nie jest typem wampa. Żadna z niej też seksbomba. Właściwie niczym specjalnym się nie wyróżnia. Niska, ciemna blondynka. Emanuje od niej jednak jakieś ciepło. Gdy wchodzi na salę, Krystian B. nie spuszcza z niej wzroku. Ona też patrzy na niego przez chwilę, ale krótko. Potem nerwowo rozgląda się na boki. Już widzi, że wszyscy w tej chwili patrzą tylko na nią. Sędzia odbiera od niej dane osobowe. Kobieta mówi bardzo szybko, jakby nie miała czasu. - Jest pani byłą żoną oskarżonego, dlatego może pani odmówić składania zeznań na podstawie... - sędzia Lidia Hojeńska nie może dokończyć wypowiedzi, bo w zdanie wchodzi jej w tym momencie prokurator. - Wysoki sądzie, zanim świadek podejmie decyzję w tej kwestii, chciałabym złożyć wnioski dowodowe - wypala prokurator Bogumiła Fiuto. - Pani prokurator teraz? - zwykle uśmiechnięta i spokojna sędzia Hojeńska aż marszczy brwi ze zdziwienia. - Na wnioski będzie czas... - Ale te wnioski mogą pozwolić świadkowi na podjęcie decyzji... broni się oskarżenie. - Nie ma o czym mówić - sędzia jest stanowcza i już zwraca się do świadka. - Zatem jaka jest pani decyzja? - Odmawiam składania zeznań mówi jeszcze szybciej niż poprzednio pani Stanisława i już odwraca się na pięcie, chce natychmiast wyjść. - Chwileczkę - zatrzymuje ją sędzia. - Rozumie świadek, że po tej decyzji pani wcześniejsze zeznania musimy potraktować tak, jakby ich nie było? - Tak, wiem - stwierdza była żona Krystiana B. i w ułamku sekundy znika za drzwiami sali sądowej. W tym momencie oskarżony musiał chyba odetchnąć z ulgą. Wystarczy bowiem przeczytać tylko akt oskarżenia, w którym prokurator powołuje się na zeznania jego byłej żony ze śledztwa, żeby stwierdzić, iż miały one kapitalne znacznie w tym procesie. Stanisława B. opowiedziała prokuratorowi o swojej znajomości z zamordowanym Dariuszem J. Między innymi o wspólnej nocy spędzonej w jednym z wrocławskich hoteli. Właśnie po tym spotkaniu miał do jej mieszkania przyjść Krystian B. Małżeństwo już w tym czasie mieszkało oddzielnie. Oskarżony już od drzwi krzyczał na Stanisławę B. - Wynająłem detektywa i wszystko wiem! Przyznaj się do romansu - miał wykrzykiwać zazdrosny mąż. Chodziło mu oczywiście o romans z Dariuszem J. W trakcie tej awantury wykrzyczał żonie, że był już nawet w biurze Dariusza J. Kiedy ta nie dawała mu wiary, ponoć szczegółowo opisał jego wygląd. Krystian B. robił się coraz bardziej agresywny. Uderzył Stanisławę B. kilka razy. Kobieta wezwała wtedy policję. W śledztwie była żona oskarżonego opowiedziała także o nocy sylwestrowej w 2000 roku, a więc kilka tygodni po zabójstwie Dariusza J. Sylwester odbywał się w jednym z wrocławskich klubów. W jego trakcie doszło do awantury, którą i tym razem miał wywołać Krystian B. Ponoć krzyknął do jednego z kolegów, "że jednego takiego już załatwił". Jak zeznała Stanisława B., jej mąż stwierdził również, że zrobił to za pomocą linki lub sznurka. Wobec odmowy Stanisławy B. jej zeznania nie mogą jednak służyć w sądzie jako dowód. Przestrzegał i testowałKrystian B. nie może być jednak całkiem spokojny. Pani Stanisława nie jest jedyną osobą, która mogła przed sądem powiązać go z zamordowanym Dariuszem J. Świadek Małgorzata D. znała małżonków B. Znała też Dariusza J. - Przemyślałam ten temat i sama zgłosiłam się na policję - powiedziała w trakcie śledztwa kobieta. Małgorzata D. prowadziła w firmie oskarżonego księgowość. Przyjaźniła się również z jego żoną Stasią. To właśnie ona była ze Stanisławą B., kiedy kobieta poznała zamordowanego Dariusza J. - To spotkanie mogło być latem 2000 roku - opowiada świadek. - Poszłyśmy ze Stasią potańczyć do jednego z nocnych klubów. Tańczyłam sama, ona stała przy barze. Kiedy do niej podeszłam, już rozmawiała z Darkiem. Wtedy właśnie się poznali. Spędziliśmy we trójkę całą noc. O ósmej rano ja poszłam do pracy. Zostawiałam ich razem. Stasia opowiadała mi potem, że się z nim spotykała. - Mówiła coś więcej? - pyta sędzia. - Ona nie mówiła, a ja nie pytałam. - Mówiła, dlaczego przestała się z nim spotykać? - Powiedziała, że Darek jest fajny, ale ma problemy ze sprawami męskimi - kobieta ścisza głos. - Czy powiedziała, jakiego typu były te problemy? - No tak, ale... - świadek jest wyraźnie speszona. - To były słowa niecenzuralne. - Proszę powtórzyć - nalega sędzia. - Powiedziała, że Darek ma kompleks małego ptaszka. Jak tłumaczyła, właśnie dlatego przestała się z nim spotykać. W trakcie swoich zeznań w śledztwie Małgorzata D. stwierdziła także, że z wypowiedzi Stanisławy B. wynikało, iż miała ona "kontakty łóżkowe" z Dariuszem J. - Jakiś miesiąc po tym poznaniu się Stasi i Darka zadzwonił do mnie Krystian - wspomina dalej kobieta. - Podniesionym głosem zapytał mnie o Darka i o to, czy wiem, jak można go znaleźć. Kobieta nie jest przekonana, ale wydaje się jej, że podała wtedy oskarżonemu adres firmy zamordowanego Dariusza J. - Potem pamiętam jeszcze plakaty o tym, że Darek zaginął. Wreszcie informację o jego śmierci - zeznaje Małgorzata D. Przez kilka lat kobieta zdążyła zapomnieć zarówno o Dariuszu J., jak i o Krystianie B., który na długi czas wyjechał za granicę. - Krystian przyszedł do mnie, kiedy wrócił do kraju. Nagle spytał o jakiegoś J. Podał tylko nazwisko Darka, więc nie skojarzyłam. To było pięć lat po jego śmierci - opowiada świadek. - Przestrzegał mnie wtedy, że zgłosi się do mnie policja. Mówił, żebym uważała. To brzmiało, jakby on mnie testował, czy jeszcze pamiętam Darka. Filozoficzne pytaniaŚwiadek po tej rozmowie z Krystianem B. zaczęła czuć niepokój. Przestrogi oskarżonego zrobiły na niej wrażenie. - Uważałam, że to, co mi powiedział, jest trochę dziwne. Bo niby dlaczego miałam się bać? Dlatego, że znałam i jego, i Darka? Strach zaczął w niej narastać po aresztowaniu Krystiana B. i postawieniu mu zarzutu zabójstwa Dariusza J. - Dla mnie jest logiczne, że jak pada taki zarzut, to trzeba to traktować poważnie - stwierdza świadek. - Bałam się, że skoro znam prawdę, to... Znałam dobre strony Krystiana, ale ja się go lękałam. Zeznania Małgorzaty D. stanowią niemały problem dla oskarżonego, który kilka razy powtarzał w trakcie śledztwa, że nie zna Dariusza J. Dlatego jego obrońca stara się zmniejszyć wagę i siłę jej wypowiedzi. - Czy wie pani, że oskarżony spotkał się kiedykolwiek z Dariuszem J.? - pyta Karol Węgliński. - Nie wiem - odpowiada pani Małgorzata. - Czy pani się obawia oskarżonego? - pyta dalej obrona. - Wysoki sądzie - kobieta ani razu nie patrzy w stronę Krystiana B., nawet wtedy, kiedy pytania zadaje jego adwokat. - To jest poważny zarzut i mogę odczuwać lęk. - Czyli to są wyłącznie pani odczucia? - upewnia się obrońca. - Tak. Na odczucia świadka wpłynął nie tylko sam oskarżony. - Pamiętam, że kiedyś Lotar, przyjaciel Krystiana, zadał mi pytanie. - Jakie? - Zapytał, czy jeżeli Krystian popełnił tę zbrodnię, to powinien ponieść karę? - I jak pani odpowiedziała? - Nie odpowiedziałam i nie podjęłam tego tematu. Uznałam to za pytanie filozoficzne. Oskarżenie chce wykorzystać długoletnią znajomość i wiedzę świadka na temat małżeństwa Stanisławy i Krystiana. Stawiają znowu te same pytania, jakie usłyszeli niedawno najbliżsi koledzy oskarżonego. Tym razem jednak padają konkretne odpowiedzi. - Czy Krystian B. był zazdrosny o swoją żonę? - pyta prokurator Bogumiła Fiuto. - Tak, zawsze. I w czasie małżeństwa i po tym, jak się rozstali. Krystian nie tolerował innych mężczyzn w jej otoczeniu - zeznaje Małgorzata D. - Zawsze mówił o Stasi, że ta miłość to jest jak jazda pociągiem, do którego można zawsze wrócić. On notorycznie kontrolował Stasię, sprawdzał jej telefony. Krystian to typ władczy. Zazdrość nie kończyła się ponoć wyłącznie na kontrolowaniu życia Stanisławy B. - Stasia bała się o swoje bezpieczeństwo - przyznaje świadek. - Ja jej wtedy radziłam, żeby zgłosiła się na Niebieską Linię (pogotowie dla ofiar przemocy w rodzinie - przyp. red.). Kiedy kobieta mówi o Krystianie B., ten siedzi posępny. Nie reaguje na jej słowa w żaden sposób. - Kiedy byli małżeństwem i mieszkali jeszcze razem, on miał dziwne odloty - opowiada dalej pani Małgorzata. - To znaczy? - Znikał na dwa, czasem trzy dni. Wyłączał wtedy telefon i Stasia nie wiedziała, co się z nim dzieje. Raz z takiej wyprawy wrócił pobity - przypomina sobie kobieta. - To pobicie to kojarzę sobie z tym, co kiedyś mówił o kłopotach, jakie ma z mafią. KATARZYNA PASTUSZKO

życie jest jak jazda pociągiem